Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

30 listopada 2012, piatek - telefon z Urzedu Stanu Cywilnego

Doczekalismy sie telefonu. H. wlasnie wchodzil do meczetu na piatkowa modlitwe, kiedy smertfetkowa, smutna i sucha urzedniczka zadzwonila na jego numer:

- Brakuje nam jej umowy o prace - przeszla od razu do konkretow. - Przyjdzcie z nim do urzedu jak najszybciej. Dziekuje.

Byla druga po poludniu. Ukladalam towar na polkach, kiedy H. przekazal mi wiesci. Czym predzej, w nadziei, ze urzad bedzie pracowal, spakowalam graty i ruszylam do domu. W ciagu kolejnych 40 minut bylismy pod urzedem. Na drzwiach tabliczka pokazala, ze pracownicy urzeduja od 9 do 14. I ani minuty dluzej. Pocalowalismy wiec klamke.

3 grudnia, w poniedzialkowy poranek Abdul nie pracowal i ponownie nam towarzyszyl w naszej odysei do urzedu stanu cywilnego. Minelismy to samo masywne biurko, te sama urzedniczke i dotarlismy do ¨Smerfetki¨. Ta zagaila:
- Brakuje nam jej umowy o prace do zakonczenia procesu - wyjasnila. - Gdzie ona pracuje?
- Tu a tu, mam umowe na czas nieokreslony - odpowiedzialam.
Hoyeria (wymawiane przez urzednizke jako: odzerija), tak?
- Ze co, przepraszam? - zapytal Abdul.
- Hoyeria, nie wiesz, co to znaczy? Przyjdz z tlumaczem! - urzedniczka nie kryla oburzenia.
- Co to znaczy wiec? - rownie arogancko zagral nasz kuzyn.
- Bizuteria, bransoletki, naszyjniki... - doprecyzowala sucho sucha funkcjonariuszka.
- Aaaa tak, pracuje w sklepie z bizuteria - szybko jej przerwalam.
- Poprosze kontrakt - wyciagnela reke urzedniczka i zaczela studiowac, patrzac na nas z ukosa. - Dobrze, dziekuje. Zadzwonimy z decyzja.
- Kiedy? - spytal, moze nieco zbyt gwaltownie Abdul.
- Nie wiem! Moze za miesiac, moze za poltora! - urzedniczka machnela na nas reka, jakbysmy byli natretnymi owadami.

Nie wytrzymalam. Po wyjsciu z gmachu po prostu sie rozkleilam. Publicznie, przy Abdulu. I znow kawa zupelnie mi nie smakowala. Czekac, czekac, udawac, ze nie czujemy, jak sie nas traktuje. Postanowilam zabrac sie za swoj hiszpanski, aby zadna urzedniczka nie czula satysfakcji.

Brak komentarzy: