Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

5 czerwca 2016, "moja lodz to twoja lodz" - o sztuce uchodzczej w Belgii

Rzadko kiedy bywam rozbrojona. Tym razem jednak proste obrazki zbudowaly we mnie nastroj zachwytu, smutku i kontemplacji. W Atwerpii, w Red Star Line Museum, ktora kiedys byla dokiem dla statkow plynacych do Stanow Zjednoczonych w okresie masowej emigracji Belgow za Ocean, wystawiono prace artysty irakijskiego, ktory uszedl przed przesladowaniami rezimu Saddama Huseina. I niby nic niezwyklego: wystawa ma miejsce w budynku z historia, wzrusza historia artysty, ktory wybral Holandie jako kraj swojego rozwoju tworczego. Ale jest jeszcze punkt inspirujacy wszystkie prace i ich "naiwny" styl dziecka.

Artysta dostal w kopercie od swojego siostrzenca mieszkajacego w Iraku - Alego rysunek przedstawiajacy lodz, z dopiskiem malej raczki: "kiedys poplyne ta lodzia do Ciebie". Artysta zaczal wiec produkowac symboliczne lodzie, ktore i jego moga zabrac do dalszej rodziny. W ten sposob za pomoca psychologicznej sublimacji Sadik Kwaish Alfraji "podrozuje" do swojego kraju i staje sie sam malym Alim. Wiecej - wszyscy sie nim stajemy, bo marzymy o lepszym zyciu, o wolnosci, czasem szykujemy swoja lodz, aby uciec w kraine wyobrazni. Artysta czyni to troche w stylu mojego ukochanego Marca Chagalla (ktory tez byl uchodzca), troche w swoim wlasnym, troche w antycypowanym stylu doroslego juz Alego. Kazdy gdzies jakos ucieka...

fot. materialy artysty Sadika Kwaish Alfraji/Red Line Museum

Wczoraj bylam na wernisazu zgola innym. Moja znajoma - Palestynka urodzona w Jordanii, prezentowala swoje fotograficzne prace z filmowym prelludium. Wydawalo mi sie, ze przyjde ogladac wystawe pelna smutku, nostalgii i kontemplacji "wczoraj". Fakt, film we foyer pokazywal te Palestyne, ktorej juz nie ma. Kraj, ktorego istnienie (a raczej anihilacja), jest niestety kwestia czasu - kolonisci izraelscy kazdego dnia zajmuja kolejne terytoria, aby wybudowac nielegalne osiedla. W jednym z nich mieszka sam minister obrony narodowej Izraela, ktory w swoich wystapieniach domagal sie bezwglednego wysiedlenia ludnosci palestynskiej. Ludnosc palestynska, w wiekszosci trudniaca sie rolnictwem, nie tylko nie awansuje spolecznie, ale takze skazana jest na wegetacje bez szans na tzw. godne zycie. W pracach Hadil odnalazlam jednak cos niezwyklego - radosc zycia "tym" dniem (dzieci bawiace sie bez zabawek, ktore jednak potrafia smiac sie od ucha do ucha, odpoczywajacy niepelnosprawny mezczyzna, ktory opiera bezwladne stopy o bruk, a wozek stoi obok, rybak o spracowanych, spuchnietych dloniach, ktory smieje sie w glos do obiektywu). Sama artystka przyznaje, ze choc przypuszczalnie przyszlosc Palestyny jest ciezka, to w samym kraju jej przodkow zycie toczy sie zwyklym rytmem, z radosciami, smutkami i zgryzotami kazdej rodziny i kazdego czlowieka osobno.

Kraj bez przyszlosci, zatrzymany w czasie - zdjecia moglyby pochodzic z poprzedniego wieku, a mowia o tym przedmioty uzywane przez bohaterow sesji, tak jak zatrzymane w czasie sa wspomnienia tego, ktory musi uciekac ze swojego kraju albo rodzi sie na obczyznie, zyjac mitem powrotu do ziemi przodkow. Z drugiej strony - wspomnienia zatrzymane w kadrze nie przemina, pozwola zachowac pamiec o "Ostatnich Indianach". A nas, podgladaczy, beda uwrazliwiac na ludzkie przezycia i szalenstwo historii.


fot. materialy artystki




[relacja] Kongres Kobiet w Brukseli - w poszukiwaniu roznorodnosci

Drugi Kongres Kobiet w Brukseli za nami. Fajnie jest pogadac po polsku o problemach trapiacych kobiety-zony, kobiety-matki, kobiety-singielki, kobiety, ktore nie chca sie utozsamiac z zadna z grup w miedzykulturowym miescie.Czy jednak Kongres zrealizowal w pelni swoje tegoroczne zalozenie: "Polka w Europie: bezpieczna, zdrowa, wielokulturowa"?

Mam wrazenie, ze nie do konca. Jakbysmy ten nasz feminizm i wielokulturowosc aspirowaly w teorii. A w praktyce jednak aplikowaly wizje bialego feminizmu glownego nurtu w Brukseli - miescie wielu narracji i kultur przenikajacych sie wzajemnie. Nurtu tutaj przebrzmialego.

Chcemy zachowac "polskosc" w kontaktach z dziecmi, chcemy wpajac im nasza kulture i uwazamy, ze religia naszych partnerow nie gra nadrzednej roli (potrafimy stworzyc zwiazki z mezczyznami pochodzacymi z krajow muzulmanskich, kultur plemiennych). Wiecej, ze pewnie gdyby grala jakas role, to pewnie bysmy sie nie zdecydowaly na zwiazek. Ale umiemy obejsc kwestie pochodzenia, kultury i zyc na terytorium neutralnym, europejskim. A priori ani naszym, ani naszych mezow. A jednak, jak afirmowalysmy podczas pierwszej edycji Kongresu - "jestesmy u siebie". Bo sobie te przestrzen zbudowalysmy, bo dzieci hoduja swoja kulturowa cebulke zlozona z kilku jezykow, wartosci, jakie nam przyswiecaja i miejsca/miejsc, w jakim/jakich sie wychowaly. Mamy "cyrk w budowie", jak podsumowala jedna z panelistek - Ewa Edwards - i jakos radzimy sobie z tym stanem rzeczy.

Polska badaczka, seksuolog, dr Grazyna Czubinska pokazala badania z Wielkiej Brytanii, ktore mozna zuniwersalizowac (pisalam zreszta juz o tej tendencji kilka miesiecy wczesniej). Otoz Polki (i Polacy) rozluzniaja swoje zachowania seksualne po wyjezdzie na emigracje. Wzrasta srednia liczba partnerow seksualnych, o 30% rosnie odsetek zachowan ryzykownych. Czyli seks z przypadkowym partnerem bez zabezpieczenia. Zdaniem specjalistki, Polki nie umieja korzystac z praw, ktore sa dane w UK (i, moge powiedziec, w innych krajach UE): dostep do antykoncepcji, ochrona prawna ofiar przemocy, dostep do zabiegu przerywania ciazy, budowa zwiazkow opartych o partnerskie relacje). Jak dodala inna panelistka, Kasia Bratkowska, Polki sa wciaz "czarnym ludem", ktory sie wstydzi swojego ciala, swoich potrzeb i stara sie o uznanie. A jak juz wybieramy inny styl zycia, jestesmy egoistkami, "suczami". Warto dodac, ze przyjezdzamy z ciezka baza kulturowa: o seksie sie nie mowi, slowo nie pada ani razu w podrecznikach w WDZ uczonego w Polsce. Malo tego, jestesmy "szczute kutasem", jak powiedziala inna uczestniczka Kongresu, dr Iwona Chmura Rutkowska.

Fajnie. Ale jak zachowujemy sie, wyjezdzajac do spoleczenstw juz uksztaltowanych, ktore odrobily lekcje parytetow, zrobily dziure w szklanym suficie i daly prawo wyboru kobietom do tego, co maja myslec, czuc, jak maja sie ubierac i pozwolily ksztaltowac tozsamosc w zgodzie ze soba? W dyskusji o "Obcym", ktory jest w nas, widac bylo pewna konsternacje. Tak w stosunku do religii (wyszlo na to, ze bycie Polka-muzulmanka jest egzotyczne), jak w stosunku do Innego - uchodzcy, uchodzczyn. Wydaje sie, ze nie umiemy wyjsc poza papke medialna (kto uchodzca, kto imigrant?), nie umiemy tez zajac konkretnego stanowiska. Jest wciaz: tak, przyjme uchodzcow, ale...W praktyce psychologicznej mowimy, ze to zmiekczone "nie". Wiec czy nie mamy problemu z "Obcym"? Czy innej religii, innego "backgroundu" kulturowego nie traktujemy jako "nie ma problemu, jesli mnie nie dotyczy"? W dyskusji, ktora miala byc bardziej filozoficzno-socjologiczna, zdecydowanie zabraklo waznego glosu (albo byl on subtelnym szeptem), dlaczego boimy sie "Obcego"? Tu odwolam sie do Julii Kristevej:
"Obcy nie jest ani ofiara romantyczna naszego wrodzonego lenistwa, ani intruzem odpowiedzialnym za problemy tego swiata. Ani wzchodzacycm objawieniem, ani tez przeciwnikiem koniecznym do wyeliminowania, aby przypodobac sie grupie. Niespodziewanie, obcy w nas mieszka".

Czy nie jest tak, ze problem watlej tozsamosci europejskiej, naszych newralgicznych "bialych fundamentow" kultury mieszkal w nas od zawsze? Ale, powiedzmy sobie, tlil sie malym plomyczkiem, a nagle stal sie widoczny? Czy nie jest tak, ze nie podoba nam sie, ze uchodzcy i imigranci - ludzie, ktorzy maja przeciez prawo do lepszego zycia i marzen - wzieli sprawy w swoje wlasne rece, na przekor prawom, konwencjom i rozgrywkom politycznym?

Podsumowujac wydarzenie wraz z ostatnimi prelegentkami Kongresu - perspektywa belgijskiego feminizmu to zdobycze dzialaczek/dzialaczy wychowanych w wyznaniu katolickim, ktore maja nadzieje na wzmocnienie pozycji kobiet poprzez dzialania mezczyzn-feministow i dzialania spolecznosci muzulmanskiej, ktora wykorzysta i doceni te zdobycze. I znow - dialog pokolenia "bialych" feministek. Brakuje feministek jak Fadila Laanan czy polityczek o korzeniach imigranckich, ktore walczyly o powolanie Ministerstwa Praw Kobiet. Moze jestem womanistka (to kolejna propozycja nurtu stojacego paralelnie do nurtu feminizmu glownego nurtu), a moze to ja jestem tym "obcym", ktory powinien sie nieco "uladzic"? Zostawiam, Was, drogie Panie, Kolezanki, z cytatem z Kristevej i zycze nam wiecej takich (wieloglosowych) inicjatyw:

20 maja 2016 - Polki mieszkajace w Brukseli szykuja sie na Kongres Kobiet

fot. Łukasz Kobus KobusArt

Juz za kilka dni (zapisac sie mozna jeszcze do poniedzialku, 23 maja) rozpocznie sie druga edycja Kongresu Kobiet w Brukseli. Wydarzenia dla kobiet o kobietach. Oczywiscie nie znaczy to, ze mezczyzni sa niemile widziani. Przeciwnie - beda brali udzial w dyskusjach, otworza Kongres (z Magda Sroda wystapi Michal Boni). Ale to kobiety beda mogly sie wypowiadac na wazne dla nich tematy.

Co bedzie glownym zagadnieniem tegorocznego Kongresu? Polka w Europie - bezpieczna, zdrowa, wielokulturowa. To troche parafraza Pana Przewodniczacego (mam wrazenie), o uchodzcach jako roznosicielach chorob i niebezpiecznych ideologii. Parafraza pokazujaca jednak, ze Polka moze sie dobrze w Europie odnalezc i ze nie boi sie wielokulturowosci. 

Program Kongresu to przede wszystkim panele dyskusyjne o rolach i idealach kobiet - okragly stol o uchodzctwie kobiet czy rozmowy o dzieciach ze zwiazkow mieszanych. Kogo mozemy na Kongresie posluchac? W pierwszej czesci Kongresu dyskutowac beda: Danuta Hubner, Renata Dancewicz, kolejny panel poprowadzi Sylwia Chutnik, a gosciniami beda: Wanda Nowicka czy Joanna Piotrowska z Feminoteki). Na koniec przwidziano koncert Agi Zaryan. Bedzie tez szansa posluchac dziennikarek z Le Soir i Elle, objasniajacych przyszlosc feninizmu i samych kobiet w Europie, z zaznaczeniem kontekstu belgijskiego.
fot. Łukasz Kobus KobusArt

Bardzo ciekawa inicjatywa uzupelniajaca Kongres sa tez warsztaty. Od savoir-vivre'u w biznesie, poszukiwan wyobrazen spoleczno-kulturowych kobiet po opowiesc o krzywdzacych stereotypach plciowych. A na kobiety szukajace porad prawnika, psychologa, stylistki czy pracownika kliniki leczenia nieplodnosci czekaja specjalistki w tych kilku dziedzinach.

Na Kongresie bede tez ja. Mam nadzieje, ze doloze swoje trzy grosze do dyskusji o uchodzctwie (w Saloniku Kongresu Kobiet od 15:45-17:15). Juz teraz zapraszam!

Pelny program: http://www.kongreskobiet.be/Blog/program/

17 maja 2016, elastyczna emigracja - czyli zyc po trochu wszedzie

fot. Katia Grimmer-Laversanne
Pisalam juz o elastycznej emigracji w poscie "O patrioryzmie Polakow za granica". Pora wiec na odkrycie, czym jest elastyczna emigracja.
-To zycie w swiecie - odpowiada mi znajoma, z ktora dziele sie pomyslem nazwania zjawiska digital nomadism bardziej swojsko i mniej "hipstersko".

Rzeczywiscie dzis mozliwe jest zycie troche "tu", a troche "tam", przy czym obie te wspolrzedne sa wzgledne. Mobilnosc kadr w Europie i poza nia, mozliwosc telepracy i spotkan online za pomoca mediow spolecznosciowych, szansa na znalezienie taniego mieszkania na konkretny, czasem bardzo krotki okres czasu - te wszystkie wartosci definiuja wspolczesnego nomada, ktory nie przywiazuje sie do swojego miejsca pobytu. Nie jest jednak expatem - i nie nalezy mylic tych pojec, bo w zasadzie nie ma punktow zbieznych miedzy tymi dwoma osobnikami.

Elastyczny (plynny) emigrant a expat to troche jak porownanie rycerza do monarchy. Ten pierwszy jest nastawiony na zdobywanie doswiadczen, zycie chwila i potrzebuje poczuc energie miejsca, w ktorym akurat zyje. To tlumaczy, dlaczego nie ma znaczenia ani miejsce zamieszkania, ani standard zycia. Elastyczny emigrant moze pracowac w dzungli Meksyku, na polwyspie Goa albo tropikalnej wyspie w poblizu Madagaskaru, o ile bedzie dostep do sieci komputerowej albo mozliwosc dotarcia do niej w przeciagu kilkudziesieciu minut. Ten drugi ma wysokie oczekiwania. Jego pobyt jest uzalezniony od dlugosci kontraktu lub projektu, w jaki sie angazuje, ale standard zycia ma byc na najwyzszym poziomie. W Brukseli mowimy wrecz, ze expaci zyja w swoich "Euro-bankach" i nie znaja prawdziwego zycia miasta. W istocie expat nie jest zainteresowany poznawaniem "maluczkich". Pracuje w gronie ekspertow, porusza sie po orbicie osiedli, ktore zamieszkuja jego koledzy z firmy/instytucji. Czesto nie zna jezyka lokalnego, bo pracuje w jezyku angielskim.

Elastyczny emigrant chce poznac inne kultury i podstawy jezyka, jest ciekaw ludzi i chetnie wymienia sie swoimi profesjonalnymi doswiadczeniami - dlatego korzysta raczej z przestrzeni coworking, kooperatyw mieszkaniowych (w Belgii te funkcje pelnia tez studenckie KOT-y), albo bardziej biznesowych enklaw jak projekt ROAM. W kazdym miejscu, ktore nie jest ani ciasnym mieszkaniem albo mikro-biurem, do ktorego bedzie przywiazany, ale nie dorasta tez do rozmiarow hotelu, elastyczny emigrant czuje sie dobrze. A najlepiej - w gronie takich jak on, kosmopolitow-specjalistow.

Wcale nie musi byc specjalista zwiazanym z nowymi technologiami. Moze rownie dobrze pracowac jako freelancer w branzy doradztwa biznesowego, NGO o globalnym zasiegu albo szukac doswiadczen jako poczatkujacy pisarz, artysta, tlumacz. Nie musi byc tez singlem przed 30-tka. Wiele par podrozuje po swiecie, pracujac zdalnie dla swoich klientow, ale nie przeszkadza to im w planowaniu przyszlosci. Czasem sa to tez ludzie zmeczeni byciem expatem, ktorzy szukaja bardziej "ludzkich" kontatow z innymi.   

Znajomy "kreatywny opowiadacz i copywriter" (cytuje profil Linkedin) o kilku obywatelstwach i bieglej znajomosci 6 jezykow powiedzial, ze czuje sie obywatelem tego panstwa, w ktorym placi podatki. W tym roku jest to Belgia. Kilka lat wczesniej bylo to Maroko, Argentyna i Australia. Chcialam go zapytac, do jakiego panstwa chcialby jeszcze pojechac. -Do kraju mojej mamy, Wenezueli - odpowiedzial. Ale tak kiepsko z polaczeniem sieciowym poza Caracas.


6 maja 2016, Sadiq Khan czyli syn imigrantow burmistrzem Londynu

@sadiqkhan


To troche tak, jak po wyborach parlamentarnych w Kanadzie. Nagle wszyscy pokochali nowego premiera Justina Trudeau. Za co? Za elokwencje, za "bo jest 2015", za robienie pompek i udawanie rzucania mikrofonu, za obrone "First Nations" i obietnice interwencji w ich naznaczone mizeria zycia w rezerwatach. Za mlodosc, urode, dwujezycznosc i skomponowanie gabinetu z przedstawicieli mniejszosci etnicznych i kobiet.

Ja jednak ciesze sie bardziej z wygranej innego czlowieka. Londyn zdobyl dzis Sadiq Khan. Brytyjski Pakistanczyk, Pako-Brytyjczyk, czy wreszcie (i to chyba najbardziej oddaje istote bycia dwukulturowym),  Brytyjczyk o pakistanskich korzeniach.
- To jest przyklad, ze nasza spolecznosc moze sie swietnie integrowac, jak ktos da jej taka szanse. W UK zadzialo sie cos, co jeszcze nie jest do pomyslenia w Europie - podjal moj maz, kiedy zadzwonilam pogratulowac zwyciestwa przedstawiciela jego narodu (i etni, bo Sadiq Khan jest Pasztunem).

Rzeczywiscie. Gdyby przeanalizowac udzial politykow reprezentujacych mniejszosci etniczne lub obywateli danego kraju o obcojezycznych korzeniach w innych panstwach Europy, wyglada to tak, jakby w imie poprawnosci politycznej dano glos danej mniejszosci, ale traktowano ja jako "folklor" i spychano do pudelka komunitaryzmu. Tak dzieje sie w Belgii, gdzie kilku politykow o korzeniach marokanskich i tureckich nalezacych do socjalistycznej partii PS oraz jedna poslanka pochodzenia tureckiego nalezaca do nacjonalistycznej partii Zjednoczony Sojusz Flamandzki, w zasadzie nie maja znaczacego poparcia poza swoimi spolecznosciami i zajmuje ich bardziej (w konsekwencji), zycie wlasnych krajanow w konkretnych dzielnicach niz polityka kraju jako takiego. Podobnie jest w krajach skandynawskich. Czy ktos slyszal o politykach z polskimi korzeniami? Albo o politykach o "backgroundzie" uchodzcy?

Sadiq Khan jest wiec chlubnym przykladem nie tylko mocy wlasnej spolecznosci. Ale zaufania, jakie spolecznosc jednego z najbardziej ludnych miast Europy w nim pokladla. Kim jest Sadiq Khan?  Z wyksztalcenia prawnik (ukonczyl University od North London), ma za soba imponujaca kariere polityczna. W przeszlosci Minister Transportu, Minister w Gabinecie Cieni (Shadow Lord Chancelor, Shadow Justice Secretary, Shadow Minister of London), zaczal od zasiadania w radzie miasta Tooting (miasto jego urodzenia). Specjalista w zakresie praw czlowieka, bral udzial jako obronca/oskarzyciel w sprawach o dyskryminacje rasowa, religijna czy niesluszne aresztowanie.

Wielu lubi o nim mowic: "syn kierowcy autobusu". Rzeczywiscie - jest potomkiem imigrantow pierwszego pokolenia, ktorzy najpierw uszli z Indii do Pakistanu (po odzyskaniu przez to panstwo niepodleglosci w 1947 roku), a potem szukali lepszej przyszlosci dla swoich dzieci (Khan ma siedmioro rodzenstwa) w UK. Mayor wywodzi sie ze srodowiska popularnego - rodzice dostali przydzial na 3-pokojowe mieszkanie komunalne. Jak podaje Sadiq Khan, rodzice cale zycie pracowali. Ojciec 25 lat wozil pasazerow, a matka byla szwaczka. Bylo normalnym wiec, ze i przyszly prawnik zaczal prace w wieku bardzo wczesnym, daleka od pozniejszej profesji.

"Chcialbym zaoferowac kazdemu Londynczykowi to, co Londyn zaoferowal mnie" - to credo Khana w tegorocznej kampanii. Co Khan obiecal mieszkancom?
- zamrozenie cen biletow na przejazdy komunikacja miejska przez 4 lata
- bezpieczne miasto z surowszymi karami za ataki nozem/polityke przeciw radykalizmowi
- poprawe jakosci ksztalcenia publicznego
- ochrone londynskich szpitali przed cieciami
- pro-biznesowa polityke rozwoju


Gratulujac tej wspanialej zmiany, mam jednak pewne rewendykacje: Panie Sadiq Khan - zmien Pan oblicze Londynu i przetrzyj szlaki innym ciezko pracujacym imigrantom. Abysmy w koncu pracowali na sukces naszych krajow. A nie tylko na wlasny, lichy chleb.

24 kwietnia 2016, Turecki "deal" a wolnosc (sztuki i slowa)

fot. Charles Monty
Zdjecie premiera Turcji Ahmeta Davutoglu, Przewodniczacego Rady Europy Donalda Tuska i Przewodniczacego Komisji Europejskiej Jeana Claude'a Junckera przypomina zdjecie trzech wielmozow, ktory wlasnie zrealizowali i "przyklepali" deal zycia. W swietle "dealu" Turcja zblizy sie do Unii Europejskiej i oddali groze zalania Europy kolejnymi tysiacami uchodzcow. Wszyscy starajacy sie o azyl maja byc zawroceni z Grecji do Turcji. I za kazdego syryjskiego i irakijskiego uchodzce inny uchodzca bedzie relokowany z obozow w Turcji do UE. Ponadto tysiace eurokratow i dzialaczy NGO zostanie rozlokowanych w "hot spotach" na greckich wyspach - dawnych centrach rejestracji dla uchodzcow, ktore zamienia sie w centra zamkniete. Tam przybywajacy maja byc w ekspresowym tempie wysluchiwani, klasyfikowani jako potencjalni uchodzcy (albo nie) i odsylani do Turcji.

Co z dealu ma sama Turcja? Oprocz oczywistego akcesu do UE, na poczatek dostanie mozliwosc bezwizowego podrozowania swoich obywateli. W "dealu" jest 72 pozycji, ktorych Turcja zobowiazala sie przestrzegac, choc, zdaniem blogera BBC, na razie wypelnila ledwie polowe obietnic. Dlaczego wiec nie zaczekac na Turcje i realne wyniki nowozaimplementowanej polityki? Kilka krajow i rzesze NGO dzialajacych w obronie praw czlowieka podnioslo alarm, ze Turcja nie ma zapisu w prawie, ktory pozwala nie-Europejczykom starac sie o azyl. Oznacza to, ze tak Syryjczycy, Irakijczycy i inni azylanci moga byc deportowani, bo nie obowiazuje ich Konwencja Genewska. Wiecej - media obiegla wiesc, ze osmiu uciekinierow przed wojna (w tym kobiety i dzieci), zostalo zastrzelonych przez tureckich pogranicznikow. Jak podaje anonimowo jedna uchodzczyni, policja turecka regularnie otwiera ogien do Syryjczykow. Politycy tureccy zapewniaja, "ze kazdy bedzie chroniony zgodnie z obowiazujacymi miedzynarodowymi standardami", ale....wlasnie dowiadujemy sie, ze standardy demokracji i wolnosci slowa raczej Turcji nie obowiazuja. I to nie tylko w Turcji.

Pisze o tej ciemnej stronie "dealu" zaniepokojona losem jednej z holenderskich dziennikarek "Metra" tureckiego pochodzenia - Ebru Umar, ktora pokusila sie na lamach swojego felietonu nazwac prezydenta Turcji "sultanem" i napisala, aby "sie pieprzyl" [go fuck yourself]. Najpierw zostala aresztowana przez turecka policje, przewieziona do szpitala, aby udowodnic, ze nie byla maltretowana. Dziennikarka ma w tej chwili zakaz opuszczania kraju. Jej laptopa skonfiskowano.  

Ta afera jest swieza, ledwie sprzed kilku godzin. Ale zapewne pamietamy inna. Afere w niemieckich mediach publicznych ZDF, kiedy niemiecki satyryk nabijal sie z Erdogana, uzywajac niewybrednych porownan. Prezydent Turcji zlozyl natychmiast zazalenie do prokuratury a...Angela Merkel zgodzila sie ukarac satyryka niemieckiego uzasadniajac, ze "Turcja jest krajem związanym z Niemcami "bliskimi i przyjaznymi więzami". Przypomniała, że w Niemczech mieszka kilka milionów Turków, a Niemcy i Turcja są sojusznikami w NATO". Artysta jest w tej chwili scigany...a w tej samej publicznej telewizji pojawil sie klip "Jestesmy Niemcami", gdzie widnieje podobizna Erdogana, Donalda Trumpa, Beaty Szydlo (podniesiona do rangi zniewagi w publicznych polskich mediach), czy Victora Orbana. 


Ale Turcja idzie dalej. Wykorzystujac "niemieckie sciezki" i przychylnosc swojego zachodniego przyjaciela, domaga sie usuniecia slowa "ludobojstwo" z koncertu, jaki ma sie odbyc 30 kwietnia w Dreznie z okazji rzezi Ormian w Turcji. Wedlug Turcji istnieje "inna wersja historii", w swietle ktorej 1,5 mln Ormian nie padlo ofiara ludobojstwa. Wiec czego? W Belgii w parlamencie federalnym odbyla debata plenarna nad upamietnieniem ludobojstwa Ormian przez rzad Belgii. Belgijscy deputowani o tureckich korzeniach odmowili wowczas udzialu w obradach. Partia CdH usunela za to jedna ze swoich deputowanych brukselskich ze swoich szeregow. Podsumowano to wowczas twierdzeniem, ze "zaprzeczenie rzezi Ormian jest gleboko zakorzenione w mentalnosci tureckiej". W odpowiedzi na incydenty, ambasada turecka przyslala oswiadczenie, w ktorym nazwala rzez "wojna domowa".

Czy ten "turecki deal" jest nam potrzebny? Obawiam sie, ze Turcja nie przyjdzie do Europy z chlebem i pieniadzem. Przyjdzie raczej z kolejna (skoro "balagan" po uchodzcach sie posprzatalo), tym razem "legalna" fala migracji - tysiacami Turkow, ktorzy beda chcieli osiedlic sie w Europie/uciec z kraju Erdogana. I niestety czuje, ze tylko Turcja bedzie w "dealu" zwyciezca. Europa przezarta kryzysem ekonomicznym, kryzysem bezrobocia i deficytem mieszkan, bedzie przypominac przepelniony plac zabaw. Gdzie kazdy wyrywa swoje zabawki.